Martynka i bank

Martynka otworzyła oczy. Wstała szybciutko z łóżka. Podeszła do okna i odsłoniła zasłony. Pierwsze promienie słońca wpadły do jej ukochanego pokoju. Panował w nim ład i porządek. Martynka lubiła, gdy wszystko leżało na swoim miejscu. Pufek z Wąsatkiem jeszcze słodko spali. Muszą być wypoczęci dzisiejszego dnia. Ten dzień jest wyjątkowy dla wszystkich. „To idealny dzień na napad. Napad na bank”- pomyślała Martynka.

Pomysł obrabowania banku wpadł jej do głowy kilka miesięcy temu,

gdy akurat galopowała na Stokrotce po łąkach. Zatrzymały się wtedy przy strumyku, by klacz mogła napić się czystej źródlanej wody. Słońce przygrzewało z góry, było duszno i gorąco a taka pogoda sprzyja wpadaniu do głowy przeróżnym dziwnym pomysłom. 

Była wtedy na kilkudniowych feriach w stadninie wujka. Na przymusowych feriach. To wtedy kuzyn Bartek powiedział jej o kłopotach finansowych stadniny. Ludzie przez epidemię koronawirusa przestali przyjeżdżać w to piękne miejsce. Lekcje jeździectwa musiały zostać odwołane. Zawody skoków również się nie odbywały. Czas jakby się zatrzymał. Nastała cisza w całej okolicy i tylko czasem rżenie koni przypominało jeszcze o tym, że to miejsce jest czymś wyjątkowym dla każdego z nich.  

„Głupi koronawirus” – pomyślała Martynka.

Martynka chciała pomóc wujkowi i Bartkowi, ale jak mała dziewczynka ma zebrać lub zarobić tak dużo pieniędzy? Tak naprawdę suma jaką powiedział Bartek, za dużo jej nic nie mówiła, ale sądząc po jego minie… nie była mała. To wtedy Bartek zażartował, że trzeba by było obrabować bank by spłacić wszystkie długi. Bartek wtedy nie wiedział, że za kilka miesięcy jego słowa zostaną wprawione w ruch, a on sam odegra kluczową rolę w tym przedsięwzięciu.

Wróćmy jednak do naszego pięknego poranka. Dziewczynka pościeliła łóżko, umyła się i zjadła przygotowane wczorajszego wieczoru śniadanie. „Śmieszne” – pomyślała – „śniadanko przygotowane wczorajszego czasu kolacjowego, jak je nazwać? – kolacjowo śniadankowo”? Poszła do pokoju swojego młodszego brata Janka. Janek już nie spał. Siedział na łóżku. Był spięty. Puls uderzał w jego żyle skroniowej, niczym uderzenia dzwonu. Bum, bum, bum, bum, bum. Czekał ubrany i przygotowany.

Obok leżała przygotowana broń.

Pistolet na korki. Od kilku dni nie rozstawał się z nią ani na krok. Nawet się z nią kąpał. Z korkowcem i ze swoją ulubioną kaczuszką. 

Martynka tłumaczyła mu, że pistolet na korki nie może zostać namoczony, bo nie zadziała. Ale Janek wiedział lepiej, przecież ma już 7 lat i nikt nie będzie mu mówił, co i jak ma robić, a tym bardziej jego starsza siostra. On również bierze udział w całej akcji i nie pozwoli sobie rozkazywać. 

Ogólnie wszyscy są w to zamieszani. Wujek ze stadniny. Kuzyn Bartek. Wulkan o gniadej maści, siwy Cyklop i oczywiście Stokrotka. Stara, poczciwa o maści mlecznej kawy – Stokrotka. Janek, Puchatek i  Wąsatek – ich trójka to główni aktorzy tego przedstawienia. Tylko rodzice o niczym nie wiedzą. Znając ich na pewno nie zgodziliby się na tę fantastyczną przygodę.

Rodzeństwo założyło buty i wyszło na dwór. Przywitał ich lekki wiaterek. Obydwoje dostali gęsiej skórki. Czy to efekt zimnego powietrza, a może dreszczyk emocji i wyrzut adrenaliny? Czy to czuli Ned Kelly i John Dillinger kilkadziesiąt lat temu? Czy aby plan się uda? Właśnie!!! Plan!!! – Janek zabrałeś plan? – krzyczy Martynka… Janek popatrzył na siostrę zimnym, przenikliwym spojrzeniem 7-latka. Jasne – powiedział – przecież to moja robota. Weszli do zamówionej wcześniej taksówki. Kierowca poprawiając lusterko popatrzył na nich. Dokąd ? – zapytał. Martynka i Janek odpowiedzieli jednocześnie: „Do banku!”

Zapadła cisza wręcz grobowa i nie powiedział więcej nikt ani słowa…

W tym samym czasie, ale kilka minut wcześniej, Pufek z Wąsatkiem wyszli tylnym oknem kuchennym. Ich zadanie polegało na dostaniu się do banku głównym wejściem i narobieniu hałasu, harmidru i chaosu.

Każdy wie, że wywołanie chaosu i zburzenie porządku wywołuje niekontrolowane zachowania wśród ludzi. Tego uczą już w przedszkolach a Martynka postanowiła tę wiedzę wykorzystać.  Dojechali w kilka minut. Była godzina 7.50. Punkt 8.00 otwierali bank. Martynka wychodząc z taksówki szybko „omiotła” wzrokiem najbliższą okolicę.

– Pufek z Wąsatkiem na miejscach przy drzwiach wejściowych?

– Są.

– Konie i Bartek czekają przed bankiem?

– Tak. Na nich wszyscy uciekną po udanym skoku.

– Wujek stojący w tłumie czekających w kolejce ludzi?

– Jest.

Wszyscy czekają na wypłacenie gotówki, są poddenerwowani i spięci. Martynka wie, że pogłoski o wycofaniu gotówki z obiegu spowodowało u dorosłych stany lękowe. Sama obserwując rodziców przez ostatnie miesiące widzi zmiany w ich zachowaniu. Wiedza o tym, pomoże im w wykonaniu tego skoku.

– Skoro i tak nie będzie już pieniędzy, to nikt nie będzie płakał za tymi które my zabierzemy – stwierdziła Martynka. Brat i siostra stanęli na swoich z góry wyznaczonych pozycjach.

Wybiła godzina 8.00 wszyscy ludzie ruszyli do środka. Potem wydarzenia potoczyły się już błyskawicznie.

Wąsatek wbiegł do banku, za nim ruszył Pufek. Zaczęła się gonitwa psa z kotem niczym w najlepszych bajkach dla dzieci. Zwierzęta skakały po ludziach, stołach i kasach. Po chwili do środka wbiegł Janek i Martynka. Janek wyciągnął broń i krzyknął – Ręce do góry, to jest napad! – i dla potwierdzenia swoich słów podniósł pistolet do góry i nacisnął spust. Padł strzał.

Z lufy w górę poleciały… bańki. „Bańki mydlane. To koniec” – pomyślał Janek. „Moja siostra miała rację”. Wszyscy obecni zamarli w bezruchu, by po chwili wybuchnąć gromkim śmiechem. Każdy z klientów śmiał się głośno a niektórzy nawet chrumkali rozbawieni obecną sytuacją. Każdy ze stojących rabusiów zrobił się czerwony jak burak. Wszyscy jak jeden mąż ruszyli do wyjścia.  Wypadli przez główne drzwi. A że się spieszyli niemiłosiernie, komuś noga się powinęła i wszyscy się przewrócili. Wujek na Janka. Janek na Stokrotkę. Stokrotka na Wulkana. Wulkan na Cyklopa. Cyklop na Pufka. Pufek na Wąsatka. Wąsatek z pazurkami wbił się w nogę Martynki. Martynka upadła na Janka a Janek na posadzkę. Przed bankiem zrobiło się dużo hałasu, zamieszania i krzyku. Martynka leżała z wbitymi pazurami kota w nogę i zaczęła głośno płakać. Nie z bólu, ale ze złości, że plan się nie powiódł.

‘’Martynka! Martynka! Martynka! Obudź się. Przestań krzyczeć, bo sąsiadów obudzisz’’. Tata potrząsa za ramiona dziewczynki. Martynka otworzyła oczy. To był tylko zły sen. Nie było długu stadniny, nie było napadu na bank. Dziewczynka ucieszyła się z tego faktu ogromnie. Przytuliła się do taty a następnie poszła dalej spać. Kto wie co się jej teraz przyśni? Tata po chwili wyszedł z pokoju. Martynka przytuliła się do swojego misia. Coś nie dawało jej jednak spokoju. Lekki ból w okolicach łydki. Odkryła kołdrę, spojrzała na swoją nogę na której były ślady kocich pazurków…

Napisany przez Aleksander Cavalieri-Łukasiewicz

3 komentarze

Piotr Bednarski

Aleksander, niezmiennie jestem zachwycony. Super, że to opowiadanie ukazało się w Bulaju. Kontynuuj koniecznie.

Reply
Antoni Szczesiak

Interesujące, szkoda tylko, ze głównym bohaterem nie jest chłopiec…

Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *