Jak się okazuje, tęsknota za ciepłem i urokiem Południa budzi się nie tylko w mieszkańcach zimniejszych części kontynentu. Pełnia lata widoczna w prowansalskich pejzażach stała się inspiracją do nowego kierunku w malarstwie, opartego na eksplozji koloru – fowizmu. Wystawa artystów, których najsłynniejszym przedstawicielem jest Henri Matisse, na Salonie Jesiennym w 1905r. zaskoczyła kolorystyczną dominacją i uproszczeniem, a nawet deformacją kształtów. Obraz „Pokój w Hôtelu w Méditerranée” Matisse z 1920r. nie jest może najsłynniejszym dziełem francuskiego artysty (by wspomnieć „Radość życia” czy „Taniec”), urzekł mnie jednak wyjątkowymi kontrastami kolorów, szczególnie kojarzącymi się z wakacyjnym wypoczynkiem.

Pokój w Hotelu w Méditerranée Matisse

Biel i błękit to przecież znak rozpoznawczy greckich wysp, intensywne kolory zielonych palm i turkusowej wody to codzienny widok na Lazurowym Wybrzeżu, w Portugalii czy Hiszpanii. Takie zestawienie energetycznych barw nie tylko cieszy oko, ale i uruchamia wyobraźnię. Zazwyczaj ciężkie kotary i zasłony kojarzą się nam z niepotrzebnym pochłaniaczem światła, tu jednak spełniają inną rolę – są bastionem cienia i ochłody. Niemal wyczuwalne jest bowiem gorące powietrze i lekki powiew ciepłego wiatru od morza. Eleganckie wnętrze daje poczucie spokoju i harmonii z otoczeniem, a francuski minimalizm dodaje prestiżu. Obraz przykuwa uwagę żywymi, świetlistymi i silnie kontrastowymi barwami, ale i delikatnym konturem. Pięknie podkreśla on nastrój i postawę młodej kobiety odpoczywającej na hotelowym fotelu. Jak twierdziło wielu zdegustowanych krytyków fowizmu,

w sztuce tej podobnej bardziej do dziecinnych bazgrołów, trudno szukać jakiejś dramaturgii.

Wydaje się zamierzoną swoista beztroska w doborze tematyki i kolorystyki, skierowana na oddzielenie barwy od jej związków z przedmiotem. W dawnych wiekach używanie kolorów miało jednak głębsze uzasadnienie. W sztuce średniowiecza artyści bardzo często posługiwali się podstawowymi barwami: czerwienią, błękitem, złotem, srebrem, bielą, zielenią, bez cieniowania. Nie tylko światłość i blask bijący od Boga inspirował artystów, bogactwo barw i klejnotów było w tamtym czasie znakiem potęgi, pożądania i podziwu, zaś ludziom ubogim, ubranym w zgrzebne i szare tkaniny, tęskno było do cudownych kolorów natury – nieba, słońca, księżyca, kwiatów.

Także filozofowie i teologowie odnosili się w swych rozważaniach do koloru jako przyczyny piękna

i niezależnie od tego czy najbardziej cenili zieleń jako symbol wiosny i przyszłego odrodzenia, czy też błękit, jako zasadę wszelkiego piękna uznawali światło. Jego natura jest wszak prosta i harmonijna, dzięki niemu tworzy się wszelka rozmaitość kolorów i odcienie nieba i ziemi. Dlatego też mimo iż znam powszechną interpretację płócien fowistów, odważę się wyjść nieco poza jej ramy. Trudno zupełnie oddzielić kolory od przedmiotów skoro nadają im znaczenie. Co więcej, barwy wydobywają radość, żywotność i temperament ludzi a powiązanie kolorów z żywiołami kosmicznymi, porami roku i ludzkim usposobieniem ma swoje korzenie już w renesansowej filozofii. Nawet więc jeśli podziwiamy obrazy fowistów jedynie dla przyjemności odkrywania barwnych kompozycji, w nich także zawiera się pierwiastek piękna o głębszym znaczeniu.

 

Artykuł ukazał się wcześniej w: Biuletyn Fregaty, czerwiec 2018

Napisany przez Anna Łojek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *