Drodzy…!!

Akurat tkwimy rodzinnie w izolacji, bo dopadł nas wirus, zmagamy się nie tyle z symptomami choroby, ile z masą prac domowych dzieci starszych i morzem energii u młodszych, którzy bardzo by chcieli hasać po dworze. Ale nie jest źle, niczego nam nie brakuje – no może trochę jaglanki i… pułapek na myszy. Pod koniec grudnia narodziła się Helena Debora. To prawda, że tutaj, z dala od naszych zabezpieczeń- zaufanego doktora, pomocy sióstr itp., bardzo się bałam tego wydarzenia, ale jakoś Pan nas przez nie przeprowadził – inaczej, niż to sobie zaplanowałam. Znajomy kierowca przywiózł ubranka, wózek oczywiście przechowany po poprzednich naszych dzieciach, koszyk do spania zaś wydziergały czyjeś zaradne ręce 🙂

Okolica

Wieści z Bordeaux cz. 3W okolicy wielu bezdomnych mieszkających w namiotach nad jeziorem, nawet o tej porze roku, to Polacy. Niektórych znamy z imion, Gabriel, Justyna… Biedni ludzie, skomplikowane wypadkowe ich prywatnych historii. Okolice szkoły dzieci teraz przedstawiają się marnie: zdechłe szczury, wraki aut, zdemolowane przystanki, spalona baza kierowców autobusów… Już na to osiedle autobusy nie zajeżdżają, bo ekipa transportowa nie czuła się tu bezpiecznie… Obóz kilkudziesięciu przyczep/szałasów “koczowników”… ale personelu szkoły jakoś to nie zniechęca, co dzień stoją zamaskowani przy furtce z dezynfekatorami i uśmiechem… na oczach. Sąsiedzi, nauczyciele, bibliotekarze z radością reagowali na wieść o narodzinach Heli.

Zamieszki

Rzeczywiście, bezpośrednio po powrocie ze szpitala, miały miejsce poważne zamieszki na osiedlu – wiele jednostek policji przybyło by uśmierzać zamieszki między gangami. Kilku chłopaków zostało postrzelonych, w tym uczeń ze szkoły Antoniego. Czarnoskóry Lionel, szesnastolatek, zaś zginął. W miejscu tym postawiono prowizoryczną wiatę z krzesełkiem dla matki, zawisło tam kilka zdjęć, sztuczne kwiaty i świeczki. Kawałek zachlapanego chodnika tuż obok lokalnego rzeźnika (mięso halal pierwszego i drugiego gatunku). Pogrzeb tego chłopca był wielkim wydarzeniem – koszulki okolicznościowe, transparenty… Wielu młodych przybyło wyjątkowo do kościoła – właśnie tej parafii, gdzie schronienie znalazła nasza misja, gdzie zamieszkuje też nasz prezbiter. Szary to betonowy barak, bez zakrystianina, ministrantów czy gosposi. Ale to tutaj właśnie osiadła nasza misja – a nie w jednym z pobliskich zabytkowych gotyckich kościołów z ogrzewaniem podłogowym, rozsuwanymi automatycznie drzwiami i zastępami zaangażowanych parafian. Tajemnica.

Matka chłopca jest ochrzczona – jej wolą była liturgia Słowa w ramach ceremonii pogrzebowej.

Tłumy nastolatków, którzy już być może nigdy tu nie zajrzą, przemowy merów dzielnic, wiersze, świeczki. Pożegnanie godne bohatera wojennego. A to był biedny chłopiec, który już w tak młodym wieku dał się wplątać w porachunki półświatka. Przybył też odpowiedzialny gminy muzułmańskiej – wydarzenie wstrząsnęło okolicą.

 

Wieści z Bordeaux cz. 3
Trzej Królowie

I tak Pan chciał, że nasi katechiści regionalni zachęcili seminarzystów z Bayonne odległego ok 300 km by przybyli w niedzielę 3.01 i w strojach Trzech Króli „nawiedzili” rodziny z misji. To było niezwykłe wydarzenie, Hela miała 7 dni zaledwie. Ich przemarsz przez brudne osiedle w tak dostojnych przebraniach, gdzie jeszcze dogasały barykady z opon i zgliszcza poczty, były niczym procesja Bożego Ciała. Ja to przynajmniej tak odebrałam – jako niezmierną łaskę Pana. Daleko, daleeeeko nam do Świętej Rodziny, ale ich odwiedziny w naszej mizernej „stajence” dały wiele radości, kolędy z różnych stron… też zupełnie niespodziewanie przybyła jedna zapoznana tu rodzina z dziećmi –  jakże cieszyliśmy się, że możemy się podzielić tym cudem z kimś jeszcze.

 

Odwagi
Wieści z Bordeaux cz. 3

Generalnie Pan nie pozostawia mojego szemrania bez odpowiedzi – moje wewnętrzne narzekania zostały przerwane przez biegnącego środkiem jezdni mężczyznę który dobiegłszy do mnie krzyknął roześmiany „COURAGE” czyli „ODWAGI”. Wracałam wtedy z dziećmi w deszczu z treningu, zniechęcona właśnie kontemplowaniem okolicy, a tu takie zawołanie. Długo potem jeszcze byłam tym spektaklem – drobiazgiem poruszona. Tego roku podczas Środy Popielcowej po raz pierwszy posypywano głowy popiołem – pewnie ze względu na panikę wokół wirusa – do tej pory księża zwyczajowo pisali popiołem znak krzyża na czole – każdy otrzymywał takie wyraźne piętno. Piękna pełnia na niebie – ten sam księżyc towarzyszył Izraelowi, kiedy w pośpiechu opuszczali Egipt. Następna pełnia już na Paschę… Potem spacer nad wodami Garonny – smutna to rzeka o mętnej, błotnistej wodzie, spowodowanej pływami oceanicznymi… Sąsiedztwo oceanu sprawia również, że pogoda jest wybitnie zmienna i nawiedzają nas częste deszcze. Bez sztormiaka i kaloszy ani rusz. Ale winiarze dlatego właśnie upodobali sobie krainę Medoc.

 

Anioły

W tym sezonie dane nam było dotrzeć do resztek śniegu w Pirenejach, cała historia, piękna gościna Franciszkanów, wariacka eskapada na koniec ferii. Ale najważniejsze wspomnienie to nie grota w Lourdes, biedny domek Bernadety ani radocha dzieciaków, lecz pewien obrazek z kolejki na górce. Oto wysoki chudy chłopak z dziecięcym porażeniem mózgowym, czerwony kombinezon, ledwo stoi z powodu spastycznych kończyn, od razu ich wypatrzyłam, ale wiadomo, starałam się nie być z tą moją ciekawskością niedelikatną. Ale oto patrzę jak pojawia się też opiekunka – mama. Po drodze ostro karci młodsze dziecko, żeby w końcu napiło się  z termosu tej herbaty i dzielnie tkwi w wolno posuwającej się kolejce do zjazdu, po czym pakuje siebie i tego syna z porażeniem, nie bez trudu i sapania, na sanki. I zjeżdżają. Tyle niewygody i pokracznej gimnastyki dla tych kilku sekund błogości na twarzy chłopaka. Niebo na wyciągnięcie ręki. Miałam okazję zamienić z nią dwa zdania, kiedy pomagała mi się pozbierać po tym, jak jakiś rozpędzony saneczkarz powalił mnie i Helę. Mój plecak zamortyzował upadek, uff. Ale to nie było w tamtym momencie istotne, bo widziałam osobiście dwa anioły.

 

Wirus

Tutaj też smucą te nieszczęsne efekty rocznej już pandemii – nastolatki z naszej misji już nawet nie zdejmują czasem masek podczas rekreacji np. na niedzielnej konwiwencji. I to uzależnienie od ekranów… Krysi przyjaciółka musiała spędzać w masce całe dnie w domu, bo tylko ona miała pozytywny wynik testu. Rodzina bała się od niej zarazić aż tak bardzo. Biedna Lilly, zapraszaliśmy ją by zamieszkała na ten czas u nas – my byliśmy “pozytywni” wszyscy, ale staraliśmy się funkcjonować normalnie. Nasza zbuntowana nastolatka na jeden dzień przestała aż tak narzekać na ciasnotę, rodzinne towarzystwo itp.

 

Nowa

Pod koniec stycznia, z okazji urodzin, poprosiła by zorganizować urodziny dla koleżanek – z podchodami, wspólnym robieniem witraży itp. Wszystkie przybyłe dzieci okazały się mieszkać w układach kombinowanych. Na zmianę raz z mamą, innym razem z tatą. Albo z kolejnymi partnerami rodziców… Tylko cudem Pana jest to, że i my nie serwujemy jeszcze naszym dzieciom takich smutków. Antonio z naszej wspólnoty, który na co dzień obsługuje prom na rzece, kawał za miastem, opisuje częste sytuacje, kiedy na początek weekendu rodzic nr 1 instaluje dziecko na pokładzie i zostawia, a rodzic nr 2 odbiera je po drugiej stronie rzeki… Z kolei nasza Wanda bardzo cierpiała z powodu braku przyjaciółki. Czuła wielką nieprzychylność ze strony klasy. Miesiąc temu dopiero się okazało, że oto jedna z dziewczynek zawiązała  spisek przeciw “tej nowej”. Ktoś jednak nie wytrzymał i doniósł o wszystkim nauczycielce. Sytuacja rozwiązała się w ciągu jednego dnia, bez naszej ingerencji, a Wanda od razu dostała tę łaskę by wybaczyć i nie jątrzyć poczucia krzywdy…

 

Bosko

Antoni, pierworodny (męczy akurat się z charakterystyką Balladyny) ma pasję sztuczek magicznych, upewniamy się, że jest to wynik sprytnej iluzji a nie zabawy w magię. Początkowo miałam mieszane uczucia. Krysia (akurat przygotowuje się na lekcję z przedmiotu technologie), która jest z nim w szkole, opowiada, jak popularne są jego małe spontaniczne występy na przerwach.  Dziadek Wojtek celnie jednak zauważył, że Jan Bosko też uwielbiał cyrk, ba, prezentując sztuczki przemycał widzom Dobrą Nowinę. Jest więc nadzieja 🙂 i ma zielone światło jak na razie. Ten sam Święty kilka lat temu bardzo nam pomógł, kiedy rozeznawaliśmy w sprawie edukacji dzieci – to nie przypadek.

 

Pasje

Ewa realizuje się bardzo w szkole jako wzorowa uczennica swojej Pani maitresse, Tadeusz gra z powodzeniem w piłkę, odnosi sukcesy, jednak przeżywa swój niski, w porównaniu do rówieśników, wzrost. Rozmawiamy, staramy się go wzmacniać… Sara zaś jest ze mną nierozłączna. Wspólnie czasem udaje się zagrać w „Talizman, magia i miecz” (gra jeszcze z dzieciństwa P.) albo posłuchać jakiejś z książek Edmunda Niziurskiego, które bardzo barwnie opisują sceny ze szkolnego życia w realiach Polski lat 70. Pojawiła się też możliwość trenowania jazdy bmx. Akurat „przypadkiem” wpadła nam w oko grupa rowerzystów, mknąca po niewielkich pagórkach – stadion mieści się blisko, na skraju osiedla, trener zgodził się przyjąć całą piątkę! W kruchości…

 

Wieści z Bordeaux cz. 3

 

Dobrej Paschy, PozdrawiaMY serdecznie

Ala+Piotr Skurczyńscy

Napisany przez Alicja i Piotr Skurczyńscy

2 komentarze

Wszelaczyńscy

Straszne, że ci ludzie zamiast wyrwać sie z trzeciego świata przywożą go ze sobą, z „zachodu” biorąc/otrzymujac z kolei co najgorsze… . Wytrwałości i Boskiej opieki! Pozdrawiamy serdecznie.

Reply
Alicja S.

A na zdjęciu z osiedla można zobaczyć wspomnianych Trzech Króli w strojach rzecz jasna:)

Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *